Debiutanci robią lepsze filmy niż mistrzowie
Cannes 2015: Łzy po „Mia madre" Morettiego, buczenie po „Morzu traw" Van Santa.
W którą stronę idzie kino? Jakie filmy stają się ważne? Te pytania rodzą się po pierwszych dniach festiwalowych projekcji. W tym roku skromne, zwyczajnie opowiedziane historie mają większą siłę niż kunsztownie zbudowane, pretensjonalne metafory udające arcydzieła.
Wychodząc z projekcji „Mojej matki", wielu widzów nie kryło łez. Przed laty Nanni Moretti mierzył się w nagrodzonym Złotą Palmą „Pokoju syna" z bólem po utracie dziecka. Teraz opowiada o reżyserce, która kręci w Rzymie film z amerykańskim gwiazdorem, a jednocześnie stara się być z umierającą na serce matką. Piękna historia o różnych celach i priorytetach życiowych, o tym, jak mało wiemy o swoich bliskich, ale i o sobie, o własnych uczuciach.
Rzadko zdarza się w Cannes usłyszeć po pokazie prasowym taką burzę oklasków jak po znakomitej „Carol" Todda Haynesa. To obraz, który – choć bardzo różny od „Tajemnicy Brokeback Mountain" – ma podobną jak obraz Anga Lee ideę. Jest historią lesbijskiej miłości w społeczeństwie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta