Trzeba mieć bardzo twardą skórę
Koszykarz Stelmetu Zielona Góra Szymon Szewczyk opowiada o tym, dlaczego nigdy nie zagrał w NBA, choć został wybrany przez Milwaukee Bucks, i o polskiej lidze.
Rzeczpospolita: Czego dziś bardziej panu brakuje – mistrzostwa Polski czy debiutu w NBA?
Szymon Szewczyk: Debiutu w NBA. Mistrzostwo jeszcze mogę zdobyć, nawet u schyłku kariery. Mam nadzieję, że wydarzy się to już w tym sezonie w Stelmecie. Natomiast zagrać w NBA chyba już nie będzie mi dane, mimo że byłem już bardzo, bardzo blisko. Nie zdecydowałem się jednak podpisać niegwarantowanej umowy z Milwaukee Bucks. Bałem się, że zwolnią mnie po kilku tygodniach i nie znajdę nigdzie pracy. Dziś wiem, że gdy zawodnik odchodzi z NBA, to czekają na niego dobre kontrakty w całej Europie, a nawet i w Chinach. Tyle że wtedy nie miałem nikogo, kto by mi podpowiedział. Radziłem się taty, agenta. Wydaje mi się, że ciężką pracą zasłużyłem na szansę występu w NBA.
Jak wspomina pan draft, czyli wybór zawodników do najlepszej ligi świata?
Imprezie, która odbywa się co roku w Madison Square Theater, towarzyszy przepych – limuzyny, wywiady, światła reflektorów. Tymczasem ja zatrzymałem się u znajomych, ale nie było ze mną fanów, rodziny. Oczywiście, przyszykowałem się, włożyłem elegancki garnitur, ale tylko tyle. Gdy przyszedłem na miejsce, w loży dla koszykarzy siedzieli już LeBron James, Carmelo Anthony, Darko Milicić, ale i Maciej Lampe. Siedziałem na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta