O szkodliwości delegacji
Przepisy o delegacjach, które miały służyć zapobieganiu chwilowym brakom kadrowym w sądach, stały się w praktyce poważnym zagrożeniem dla działania niezależnego wymiaru sprawiedliwości – pisze sędzia.
W ostatnim czasie głośna medialnie stała się sprawa sędzi Justyny Koski-Janusz odwołanej przez ministra sprawiedliwości z delegacji stałej do sądu wyższego rządu. Środowisko sędziowskie zbulwersowało przede wszystkim kuriozalne uzasadnienie tej decyzji zawarte na stronie internetowej ministerstwa, choć samo odwołanie było zgodne z prawem.
Według oświadczenia na ministerialnej stronie sędzia Justyna Koska-Janusz miała się „wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane i krytykowane w mediach". Prawdę mówiąc, zupełnie nie wiadomo, na czym ta „wyjątkowa nieudolność" miałaby polegać. Skoro bowiem zachowanie oskarżonej na sali rozpraw pozwalało wątpić w jej poczytalność, to sprawa nie mogła być rozpoznana w trybie przyspieszonym i konieczny był jej zwrot prokuratorowi. Jak wynika z opinii biegłych psychiatrów, wątpliwości owe okazały się zresztą jak najbardziej uzasadnione. W tej sytuacji internetowy komunikat sformułowany przez ministerialny Wydział Komunikacji Społecznej i Promocji nie może być w żadnej mierze uznany za promocję resortu.
Naturalna droga do kariery
Warto przy tej okazji przyjrzeć się dokładnie instytucji tzw. delegacji stałej do sądu wyższej instancji i potrzeby jej funkcjonowania w systemie prawnym.
Instytucja delegowania sędziego do sądu wyższego rzędu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta