Porwanie króla Stasia
W nocy 3 listopada 1771 r. grupa zbrojnych napastników uprowadziła Stanisława Augusta Poniatowskiego. Do dziś nie wiadomo, czy za tym tajemniczym spiskiem stali konfederaci barscy, czy była to tylko wielka mistyfikacja.
W Warszawie kończyła się krótka listopadowa niedziela i miasto powoli kładło się spać. Tylko na zamku wciąż czekano na powrót króla Stanisława Augusta Poniatowskiego z gościny u wuja Michała, w pałacu odległym zaledwie o dwie przecznice. Stary kanclerz Czartoryski podobno poczuł się gorzej, a że dźwigał 75 krzyżyków na karku, stosownym było zapytać starca o zdrowie. Zwłaszcza że to dodatkowa okazja, by nieco w zaufaniu pogadać bez towarzystwa zbędnych par uszu na pełnym szpicli dworze.
Jednak zamiast widoku znajomej karety z mroków za kolumną Zygmunta dobiegł odgłos gwałtownej strzelaniny. Gdy tylko ucichła kanonada, wychynęło stamtąd w galopie paru dworzan i sama karoca niesiona przez spłoszone konie. W potrzaskanym kulami powozie ani wśród uciekinierów nie było jednak Stanisława Augusta.
Z opowieści przerażonej służby trudno było dociec, co zaszło. Gdzie król? Nie wiadomo. Porwany albo rozniesiony na szablach, kto to może wiedzieć? Wątła świta sama ledwo uszła z życiem, choć nie cała. Jeden z dworskich hajduków padł na bruk martwy, a drugi być może się nie wyliże. Nie wiadomo też, ilu było atakujących łotrów, w każdym razie wielu i strasznych w swoim okrucieństwie. Może 20, ale pewniej 40 albo i 60, a wszyscy uzbrojeni po zęby. Co to za jedni...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta