Stypa w gorzelni
Adaptacja zabytkowego budynku to zwykle droga przez mękę. Po pierwsze, nigdy do końca nie wiadomo, ile pochłonie cała inwestycja, bo na każdym etapie można się spodziewać niespodzianek.
Po drugie, podczas trwających robót wszystkie najmniejsze szczegóły trzeba ustalać z konserwatorem zabytków, nie zawsze patrzącym na inwestora przychylnym okiem.
A jednak deweloperzy coraz częściej na takie projekty się decydują. Dlaczego? – Budynek ze szkła i metalu można postawić zawsze. Ale prawdziwych murów z połowy XIX wieku nie da się dziś wybudować, więc trzeba je po prostu kupić – tłumaczył kiedyś deweloper adaptujący budynek starej fabryki.
Dlatego, jak wynika z danych firmy Cenatorium, od 2004 r. takich transakcji zawarto w Polsce na niemal pół miliarda złotych. Coraz częściej dworki, zameczki czy spichlerze po latach wysiłków i nerwów inwestorów zmieniają się w hotele czy restauracje organizujące konferencje albo wesela. A nawet stypy, jak reklamuje się pewna restauracja działająca w budynku starej gorzelni pod Grójcem.