Putin pcha Macrona ku Algierii
Gdy Kreml odciął dostawy gazu do Unii, algierska alternatywa jest na wagę złota. Ale wizyta prezydenta to też ostatnia szansa na uratowanie wpływów w dawnej kolonii.
„Przepraszam!” Czy Algieria jest w oczach Paryża warta takiej deklaracji? Do soboty Emmanuel Macron będzie miał wiele okazji, aby to słowo wypowiedzieć: najpierw złożenie wieńców pod Pomnikiem Męczenników. Potem spotkanie z prezydentem Abd al-Madżidem Tabbunem. A może wybierze wizytę w głównym meczecie Algieru, największym w Afryce (jego minaret zbudowany przez Chińczyków sięga 265 metrów). Chyba że to będzie Oran, gdzie Macron zwieńczy swoją podróż?
Jeśli się na to zdobędzie, francuski przywódca może przełamać głęboki kryzys w relacjach między oboma krajami. I uratować resztki wpływów, jakie republika zachowuje w państwie, które przez 132 lata było immanentną częścią Francji.
Półtora miliona ofiar
Chodzi o zakończoną w 1962 r. wojnę algierską, w której zdaniem francuskich historyków zginęło 500 tys. osób (z czego 400 tys. Algierczyków), a w oczach badaczy z Algieru nawet półtora miliona. Czyli proporcjonalnie (algierskie departamenty zamorskie liczyły wtedy 11 mln mieszkańców) niewiele mniej niż ludność, którą straciła Polska w trakcie II wojny światowej.
Nie jest jednak jasne, do jakiego stopnia Francuzi, którzy są przywiązani do wizerunku kraju...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta