Komisje do zmiany
Zdaje się, że nikt nie wyciąga wniosków z tego, co nie działa przy organizacji kolejnych wyborów.
Pamiętam bardzo miłe uczucie, które po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych wywołał we mnie opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej” komentarz Tomasza Kubata, opisującego największe trudności i absurdy, z jakimi mierzą się w pracy członkowie obwodowych komisji wyborczych. Autor ze swadą punktował największe bolączki systemu i jego nieprzygotowanie do obsłużenia ogromnej frekwencji, jakiej byliśmy świadkami 15 października. Pomyślałem, że sam mógłbym napisać taki felieton, gdyby nie to, że byłem nieco niedysponowany po nieprzespanej nocy i 23 godzinach pracy przy ustalaniu wyników wyborów.
O trudnościach i absurdach wiele już zostało napisane: wybory parlamentarne połączone z referendum były bardzo wymagającymi pod względem organizacji pracy komisji. Wszystko jednak wskazuje na to, że tegoroczne wybory samorządowe mogą być jeszcze gorsze. O tym oczywiście zadecyduje frekwencja, ale zmiany prawne, które weszły do praktyki prac obwodowych komisji wyborczych, pozwalają przewidywać, że wszystkie błędy zostaną powtórzone.
W przypadku dużych ośrodków miejskich wyborcy otrzymają cztery karty do głosowania: do rad gmin, rad powiatów, sejmików wojewódzkich i na prezydenta, wójta lub burmistrza. Prowadzone są zatem de facto cztery oddzielne głosowania, które...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta