Koniec prawa, wersja 2.0
Coś, co miało być gwarantem sprawiedliwego wyroku, staje się podstawą dowolności.
Bardzo mnie cieszy, co się dzieje w Sądzie Najwyższym. Oto dwie różne izby orzekają w tej samej sprawie. Bardzo mnie cieszy, że mamy Trybunał Konstytucyjny przez rzeszę orzeczników nieuznawany. Bardzo mnie cieszy, że jeden sędzia nie uznaje drugiego. I w końcu, że sędzia SN rozkłada ręce i mówi, że jedyne rozwiązanie tego pata prawnego leży w rękach polityków. Bo jak prawnicy dodają: „skoro to politycy zrobili taki kipisz prawny, to muszą go teraz naprawić”.
A dlaczego mnie to tak cieszy? Dlatego że coś, co obserwuję od 15 lat mojej praktyki zawodowej, coś, co widzę na co dzień od lat, nagle ujrzeli już chyba wszyscy. I może to w końcu da jakieś pole do namysłu. Bo do tej pory brakowało mi go. I to mnie nie cieszyło.
I nie cieszy mnie także, że za ten cały bałagan odpowiadają właśnie prawnicy, w przeważającej mierze sądy. Bo uważam, że to żaden wynik działalności politycznej. To wynik właśnie, i nie wybryk, ale normalna konsekwencja stosowania prawa. Bo tak naprawdę tak właśnie wygląda to od zawsze…
Około 15 lat temu usłyszałem taką oto historię czy może anegdotę, opowiedzianą przez jednego z profesorów prawa. W sumie to największa nauka, jaką otrzymałem w tym zawodzie, i oczywiście dziękuję za to, i powtarzam ją, gdy tylko mogę. Bo to nauka o tym, jak prawo jest stosowane, choć nie o tym, jak powinno być stosowane.
Kto komu sprząta?
Jest taki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta