Pasikonik
Z Marcinem Krajewskim, baletmistrzem , rozmawia Małgorzata Subotić
Rz: Uprawiał pan kiedyś taniec dziękczynny?
Marcin Krajewski: Hmmm... Nie przypominam sobie.
A może pan sobie wyobrazić taniec godowy pająków? Podobno go uprawiają, a mają długie nogi...
I dużo ich. Na pewno instynktownie wiedzą, jak ich używać.
Pana pierwszy raz?Który pierwszy raz?
Pamięta pan swój pierwszy taniec? Nie chodzi mi o zawodowe tańczenie.
Odkąd pamiętam, lubiłem tańczyć, od zawsze chciałem się ruszać. Bez względu na to, czy był to taniec, czy bieganie, skakanie, cokolwiek. Na szkolnych dyskotekach szalałem. Nie wiem, czy był to taniec, czy nie, ale na pewno dużo się ruszałem.
To „ruszanie się”, na czym polegało? Liczyłam zresztą, że pan opowie, iż wszystko zaczęło się już w kołysce.
Mama opowiada historyjkę, która może się pani spodoba. Nie umiałem jeszcze chodzić ani samodzielnie stać, ale podciągałem się na drewnianych drążkach dziecięcego łóżeczka, opierałem o barierkę, podwijałem palce i na nich skakałem. Aż stopy zaczęły mi się deformować i rodzice musieli je unieruchamiać jakimiś deseczkami. Żartowali, że skaczę jak baletnica. Wykrakali.
To tak źle jest?
Żartuję, choć zawód jest bardzo ciężki.
A wydawałoby się, że cóż prostszego, niż skakać sobie na palcach po scenicznych deskach?
Prosto, lekko, sympatycznie. Tak to ma...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta