Gaz w dzisiejszym świecie to groźna broń
Grzegorz Pytel Gazprom nie musi być jedynym dostawcą gazu do Polski – pisze ekspert ds. energetyki w Instytucie Sobieskiego
W „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł Aleksandra Miedwiediewa: „Partnerstwo oparte na korzyściach” wraz z polemiką Marka Radzikowskiego „Klucz w rękach rosyjskiej firmy”. Artykuł Miedwiediewa jest istotny nie ze względu na treść – bo to zlepek miło brzmiących ogólników – ale z powodu rangi autora. Miedwiediew jest bowiem wiceprezesem Gazpromu odpowiedzialnym za eksport.
Polemika Radzikowskiego jest oparta na dwóch przesłankach przyjętych a priori, których słuszności autor nie uzasadnia. Po pierwsze, „jesteśmy skazani na największego na świecie producenta gazu” (czyli rosyjski Gazprom). Po drugie, oczekuje od Gazpromu, że musi „szczególnie dbać o zaufanie drugiej strony (czyli Polski – przyp. autora), bo bez niego nie zbuduje podstaw rzetelnej długoterminowej współpracy”. Autor przyjmuje – implicite – założenie, że Gazpromowi zależy na takiej współpracy.
Nie jesteśmy skazani na Gazprom
Gazprom jest największym na świecie producentem gazu, ale niejedynym. Radzikowski nie wspomina, że oprócz Rosji istnieją inne kraje, które produkują gaz i nie są zależne ani od Gazpromu, ani od Rosji. Norweskie złoża, te w Afryce Północnej, są de facto położone bliżej Polski niż złoża rosyjskie. W warunkach wolnego rynku nie ma większego znaczenia, w jakim kraju gaz pokonuje odległość w drodze do odbiorcy. Czasy, kiedy Rosjanie żądali mniejszych opłat...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta