Traktatowe rozdwojenie jaźni
Obie strony sporu o traktat lizboński mają swoje tematy tabu. PiS nie zastanawia się głośno, jak dalece może być eurosceptyczne. PO w ogóle nie rozważa wynikających z niego zagrożeń – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Trwający od dwóch tygodni spór między PiS i PO o sposób ratyfikacji traktatu lizbońskiego pogłębił podziały na polskiej scenie politycznej. Wybuchła gorąca debata, w której każda z dwu stron konfliktu ma swoje tematy tabu. Jarosław Kaczyński unika odpowiedzi na pytanie, jak daleko chce posunąć się w krytyce integracji europejskiej. Z kolei Platforma ucieka od kwestii, na ile realne są zagrożenia związane z traktatem.
W tej dyskusji pragmatyzm miesza się z ideowością, a najbardziej widoczna jest demagogia. Spróbujmy się zastanowić, jakie są prawdziwe motywy politycznych antagonistów. Dlaczego bracia Kaczyńscy powrócili do kwestii zabezpieczenia traktatu? I dlaczego Platforma nagle zaczęła prześcigać dawną Unię Wolności w euroentuzjazmie?
Publicysta kontra realpolityk
Zacznijmy od generalnego stwierdzenia. Kwestia integracji europejskiej zawsze wywoływała wśród polityków i wyborców prawicy mieszane uczucia. Owszem – powrót do Europy kojarzył się z odwróceniem skutków jałtańskiego podziału, ale od 1989 roku temat europejski został niemal zmonopolizowany przez środowisko Unii Demokratycznej, a potem także przez obóz Aleksandra Kwaśniewskiego.
Prawica stosunkowo rzadko bywała u władzy, a do 2005 roku żaden z jej polityków nie objął w Polsce resortu dyplomacji. Taka sytuacja skłaniała wielu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta