Wolne Związki dały „Solidarności” iskrę
W sierpniu ‘80 roku władze PRL sądziły, że będą umiały wykorzystać posiadanego na Wałęsę haka. Nie przewidziały jednak skali rewolucji – wspomina prezydent RP Lech Kaczyński
Rz: Panie prezydencie, w tym roku mija 30 lat od powstania Wolnych Związków Zawodowych. Okrągła rocznica przeszła bez większego echa. Dlaczego?
To nic nowego. Pamięć o tamtej Polsce, o walce z lat 70. przechodziła bez echa przez całe lata 90. W roku 1995, kiedy z polityki wróciłem do pracy na Uniwersytecie Gdańskim, zapytałem moich studentów o TKK. Nikt nie wiedział, co oznacza ten skrót, a przecież Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarności” była symbolem oporu dla milionów Polaków w latach 80. W Radiu Wolna Europa, którego masowo słuchali Polacy, o TKK było bardzo głośno. Dlaczego po kilku latach nikt już o tym nie pamiętał? Pamięć zniknęła, ponieważ nikt jej nie podtrzymywał. To był wielki sen początku lat 90., zapomnienie, mieszanie wartości, znaczeń, była koncepcja wielu dróg dojścia do wolnej Polski. Dlaczego miano pamiętać akurat o WZZ?
Jak by pan określił swoją rolę w WZZ: działacz, doradca, współzałożyciel?
Takich wyraźnych podziałów nie było: albo się działało w WZZ, albo nie. To był podstawowy wyznacznik. Byłem doradcą w tym sensie, że nie pracowałem w żadnej fabryce, podobnie zresztą jak Bogdan Borusewicz czy Maryla Płońska.
Nie trafiłby pan do Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, gdyby nie decyzja o wyjeździe z Warszawy do Gdańska?
Do Gdańska przyjechałem, aby podjąć pracę na nowo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta