Pozbawiony genu zawiści
Zbigniew Religa nie operował trzynastego w piątek. Jego pogrzeb odbył się jednak akurat tego dnia. Tak zadecydowała rodzina, bo zapewne najlepiej znała charakter profesora. Takich paradoksów było w życiu Zbigniewa Religi wiele
W ostatnich miesiącach, choć już był ciężko chory, solennie wypełniał poselskie obowiązki. Gdy odbywała się w Sejmie dyskusja o służbie zdrowia, słuchał z kamienną twarzą. Gotowy do merytorycznej riposty. W innych przypadkach zachowywał się jednak inaczej. – Siedział tuż za mną i recenzował kolejne wystąpienia posłów: „No, nie. Tego nie da się wytrzymać” – opowiada posłanka PiS Grażyna Gęsicka. – „Złaź” , tak jak mówi się do niesfornego psa, kończył zazwyczaj swój komentarz. Bałam się, że panie z sejmowej obsługi, które rejestrują głosy z sali, wychwycą te jego wypowiedzi.
To był cholernie normalny człowiek. Ta jego normalność przejawiała się także w tym, jak się uśmiechał, jak podawał rękę, jak zwracał się do innych – mówią bliscy współpracownicy profesora. Nie dziwią się jednocześnie, że po jego odejściu pojawił się fenomen Religi. Uważają to za coś naturalnego.
Nikogo tak w wolnej Polsce nie żegnano. Żadnego z artystów, polityków, profesorów. W mediach było o nim pełno.
Łzy pacjentów i przyjaciół, ckliwe wspomnienia polityków po jego odejściu mogły tych, którzy profesora nie znali, irytować. – Czy oni chcą wystawić mu jakiś spiżowy pomnik? Po co? – pytali niektórzy z nich. Należą jednak do zdecydowanej mniejszości. I jest duże prawdopodobieństwo, że w tych ostatnich dniach przekonali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta