Jak uwolnić się od zbrodni
Rozmowa z Arim Folmanem. Autor nominowanej do Oscara animacji „Walc z Baszirem” mówi o swoich związkach z Polską, o służbie w armii izraelskiej podczas wojny z Libanem i o tym, dlaczego zdecydował się zrealizować ten film. W piątek wchodzi on na nasze ekrany
Rz: Jesienią ubiegłego roku odebrał pan polski paszport. Czuje się pan z naszym krajem związany?
Ari Folman: Z Polski pochodzą moi rodzice. Oboje urodzili się w Łodzi. Poznali się w czasie okupacji, w getcie. Potem trafili do Auschwitz. Holokaust mam więc w genach, jak wielu Żydów. Wojna i obóz nigdy nie były w naszym domu tematem tabu, rodzice często o tamtym czasie rozmawiali. Przede wszystkim jednak zachowali w pamięci dobre lata przedwojenne. Po wyzwoleniu mieszkali jeszcze przez pięć lat w Łodzi, wyjechali do Izraela w 1950 roku. Co ciekawe, końcówka lat 40. też dobrze zapisała się w ich pamięci. Może dlatego, że byli młodzi, zaczynali budować wspólne życie. Potem wychowywali nas – mnie i moją siostrę – w miłości do wszystkiego, co polskie. Tęsknili. Pojechaliśmy razem do Polski trzy tygodnie po upadku muru berlińskiego.
Ale nie mówi pan po polsku?
Ojciec nie chciał, żebyśmy czuli się w Izraelu jak emigranci. Ale on i matka zawsze rozmawiali ze sobą po polsku. Z przyjaciółmi i krewnymi też. Dlatego wiele słów brzmi dla mnie znajomo, trochę w tym języku rozumiem. Z mówieniem jest oczywiście znacznie gorzej. Nie znam gramatyki.
Rodzice przeżyli tragedię II wojny światowej, ale historia nie oszczędziła również pana. Na początku lat 80., podczas służby wojskowej, trafił pan na wojnę z Libanem. W „Walcu z Baszirem”...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta