Słoń w wyborczej urnie
Najliczniejsza demokracja świata zdaje wielki test. Wybory do indyjskiego parlamentu rozpoczęte 16 kwietnia to operacja na gigantyczną skalę. Potrzebne są śmigłowce, słonie i cztery miliony urzędników. Decydujące znaczenie mają partie mniejszości i biedoty
Logistycznego rozmachu tego wydarzenia nie da się porównać z niczym. W Indiach mieszka 714 milionów osób uprawnionych do głosowania, mówiących kilkudziesięcioma językami, zamieszkujących pustynie, górskie dżungle, miejskie slumsy i pozbawione prądu wioski. Ustalenie samego terminu wyborów to potężna łamigłówka, bo wśród głosujących są wyznawcy islamu, hinduizmu, buddyzmu oraz katolicy i parsowie – trzeba więc wziąć pod uwagę różne kalendarze religijne, terminy rozgrywek krykieta (także noszącego nad Gangesem cechy świętości) oraz lokalne festiwale, mobilność służb mundurowych i armii urzędników, która będzie się przemieszczać między stanami. I wreszcie najważniejszy ze wszystkiego: monsun. Głosy muszą być oddane i policzone, nim powodzie odetną bengalskie wioski, nim błotne lawiny zamkną górskie drogi, rynsztoki zamienią się w rwące rzeki, a arterie Delhi czy Mumbaju staną się scenerią wielogodzinnych korków. Europejczycy obwołaliby je komunikacyjną katastrofą, dla Hindusów to tylko coroczna niedogodność, której Indyjska Komisja Wyborcza przezornie chce uniknąć.
Analfabeci i symbole
Wybory potrwają kilka tygodni. Będą się odbywać w pięciu fazach: 16, 23 i 30 kwietnia, a potem 7 i 13 maja. Nie wszystkie stany głosują w tym samym czasie. Część górzystego Kaszmiru, w kwietniu jeszcze pokryta śniegiem,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta