Warszawy nigdy nie zasłaniam firankami
W których kawiarniach godzinami pisywało się wiersze z Mironem Białoszewskim, skąd w mieszkaniu na Tamce wziął się mały lew i jaki jest przepis na ciasto z bajką – opowiada pisarka i poetka Wanda Chotomska
Uwielbiana przez dzieci – zarówno małe, jak i te całkiem dorosłe – autorka umówiła się z nami w restauracji Literatka. Oszałamiający zapach lilii pozwala zapomnieć o tym, jak długo czekamy na kawę. Sprzyja też sentymentalnym wspomnieniom.
Bójki w wozach
Chotomska pamięcią sięga przedwojennej Woli, gdzie na ul. Wroniej stał jej rodzinny dom. Równie ważna była Ochota. Tam, przy ul. Kopińskiej, mieściła się firma ojca, który zajmował się transportem mebli. Należące do niego wozy w 1939 roku wzmocniły barykadę na ul. Opaczewskiej.
Jednak zanim wybuchła wojna, mała Wanda korzystała ze wszystkich przywilejów bycia córką przedsiębiorcy.
Czasem w drzwiach mojego mieszkania zastawałam liściki od Mirona o treści: „Byłem na Tamce, zostawiłem kwiat na klamce”
– Do ciągnięcia wozów wykorzystywano perszerony. Wielkie konie, bardzo potulne i przyjazne. Wspinałam się na ich grzbiety, a one nawet nie reagowały – wspomina.
Wozy meblowe miały wnętrza wyłożone filcem, idealne do zabaw i... bijatyk. Chotomska często tłukła się z chłopakami.
Z Kopińskiej pamięta też rynsztoki, którymi spływały papierowe łódeczki. I obnośnych handlarzy lodami.
– Lody noszono w puszkach. Nazywały się Pingwin. Mnie, w przeciwieństwie do biednych dzieciaków z okolicy, było na nie stać. Nie dzieliłam...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta