Mało dzieci idzie do rodzin
Przez trzy lata aż czterokrotnie wzrosła w stolicy liczba rodzinnych domów dziecka. – Ale i tak przebywa w nich bardzo mało dzieci pozbawionych opieki rodziców biologicznych – alarmują specjaliści.
Marta Paradowska z Wawra w rodzinnym domu dziecka ma pięcioro pociech (w tym jedną swoją). – Największa radość to to, jak dzieci np. przestają się między sobą kłócić albo zaczynają czytać. Albo jak muszę kupić nowe spodnie, bo wyrosły, co oznacza, że dobrze się rozwijają – wylicza pani Marta.
Wtóruje jej rodzic prowadzący podobną placówkę na terenie Warszawy. – Cieszymy się ze spraw dla innych oczywistych. Życzliwości przy stole, pomocy w sprzątaniu, nawet spojrzeniu w oczy – tłumaczy. I dodaje, że decydując się na prowadzenie rodzinnego domu dziecka czy innej formy opieki zastępczej, nie należy oczekiwać cudów. – Trafiają do nas dzieci po dużych przejściach, często z kłopotami psychologicznymi. Prowadzimy taką pracę małych kroczków – mówi.
Rodzin ciągle mało...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta