Cały Stasio, w grymasie
Miły, urokliwy facet. Prywatnie i na planie. Reżyser z umiejętnościami niespotykanymi w tej części Europy. Ale też człowiek „chory na patriotyzm” – tak Stanisława Bareję opisują przyjaciele.
Znałem go jeszcze z łódzkiej szkoły filmowej. Już wtedy był to miły, urokliwy facet. I takim pozostał, mimo różnych doświadczeń, jakie przyniosło mu życie. Szczególnie zawodowe – zapewnia Wiesław Gołas.
– Ja jestem trudny, trochę grymaśnik, ale on potrafił z łatwością rozładować napięcie – dodaje niezapomniany aktor pierwszych filmów Barei: „Mąż swojej żony” (1960), „Żony dla Australijczyka” (1963) czy serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965).
Ewa Błaszczyk, grająca w ostatniej produkcji reżysera – „Zmiennikach” z 1986 roku, wspomina pozornie zwyczajne zdarzenie. Trudny dzień zdjęciowy, w szczerym polu, na trasie pod Warszawą. Upał. Wszyscy marzą o łyku wody, a przecież o wozie cateringowym wtedy nikomu się nie śniło.
Po wyjątkowo długim i męczącym ujęciu, gdy ekipa odpoczywała, szukając odrobiny cienia, Bareja podszedł do aktorki i podał jej lekko już topniejącego loda. – Skąd go wziął, nie wiem, ale był to nad wyraz ujmujący gest – przyznaje Błaszczyk.
Mina na „nie”
Wszyscy rozmówcy podkreślają rzecz nietypową w filmowych realiach: sympatyczny w życiu Stanisław Bareja potrafił taki być również na planie.
– Kiedyś trzeba było szybko zamalować plamę na ścianie, by nie psuła ujęcia....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta