Cyberatak to wojna naszych czasów
Na ataki w Internecie nie wolno odpowiedzieć zbrojnie – mówi specjalista prawa międzynarodowego
Rz: Czy zmasowany cyberatak przeciwko jakiemuś państwu, który powoduje dotkliwe straty, np. paraliż całego systemu finansowego, można według prawa międzynarodowego traktować tak samo jak atak bronią konwencjonalną?
dr Jacek Barcik, specjalista prawa międzynarodowego z Uniwersytetu Śląskiego: Nie. Mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, a prawo konfliktów zbrojnych było tworzone w latach 40. XX wieku. Nikomu się nie śniło wtedy o „cyberwojnie”. Prawo nie jest więc dostosowane do takich sytuacji.
Nie można odpowiedzieć siłą na taki cyberatak? Państwo, którego resorty zostały sparaliżowane, ma chyba prawo do samoobrony?
W świetle współczesnego prawa konfliktów zbrojnych nie można w ten sposób odpowiedzieć na cyberatak. Karta Narodów Zjednoczonych wyraźnie zakazuje użycia siły z wyjątkiem wąsko rozumianej sytuacji zbrojnej napaści na dany kraj. Nawet w razie ataku terrorystycznego w zasadzie takiej prawnej możliwości nie ma.
Postęp technologiczny mija się trochę z obowiązującym stanem prawnym
Skutki cyberataku mogą być jednak bardziej dotkliwe niż napaść konwencjonalna, wręcz porównywalne ze spustoszeniem, jakie poczynić może broń masowego rażenia. Da się w ten sposób sparaliżować sieć energetyczną, wodociągi itd.
Zgoda, tylko w ten sposób mamy do czynienia z prawniczym „szpagatem”...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta