Wszystkie frytki prezydenta
Przez tydzień jadałem jak przywódca największego mocarstwa na świecie. Jak to możliwe? Odwiedzałem lokale, do których po przeprowadzce do Waszyngtonu Barack Obama wyskakiwał coś przekąsić
Przed popularną jadłodajnią serwującą szybkie dania zatrzymuje się nagle kolumna czarnych, pancernych samochodów. Wyskakują z nich uzbrojeni po zęby agenci Secret Service. Z limuzyny wysiada ubrany w koszulę i krawat – bez marynarki – uśmiechnięty od ucha do ucha prezydent Stanów Zjednoczonych. Wchodzi do lokalu, wita się z ludźmi i zamawia hot-doga, frytki albo hamburgera. W ciągu ostatnich 12 miesięcy Barack Obama spełnił w ten sposób marzenia wielu waszyngtońskich restauratorów.
– To była kompletna niespodzianka. W styczniowy weekend zjawili się u nas agenci Secret Service i powiedzieli, że będziemy mieli gościa, wiec muszą sprawdzić wszystkie wejścia i wyjścia z budynku, pomieszczenia biurowe itd. – opowiada Sonya Ali, uśmiechnięta szczupła brunetka o ciemnych oczach, właścicielka Ben’s Chili Bowl.
– Może 20 minut później zjawił się już on sam. Byłam bardzo podekscytowana. A Barack Obama zachowywał się jak normalny człowiek. Czułam się, jakbym rozmawiała z którymś z przyjaciół mojego męża – dodaje Sonya, wspominając, jak prezydent elekt jeszcze przed oficjalnym zaprzysiężeniem fotografował się z klientami i pracownikami restauracji, brał na ręce dzieci, żartował.
Co zamówił? Podwędzonego hot-doga z serowymi frytkami i słodką herbatę. To oczywiście bomba kaloryczna, ale trzeba powiedzieć, że bomba niezwykle smaczna. Serwowany od 1958 roku „chili...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta