Przyszłość bojownika
Donald Tusk będzie jeszcze potrzebował Radosława Sikorskiego. Szef MSZ będzie w partyjnej układance cennym sojusznikiem, bo nie jest w stanie stworzyć własnego obozu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Oddanie głosu na mnie wymagało odwagi i śmiałości. Nie byłem faworytem – tak dziękował za poparcie Radosław Sikorski. Powiedział to publicznie, na pseudokonwencji PO, podczas której ogłoszono, że zdobył 31 proc. poparcia wśród członków własnej partii. Co Sikorski chciał powiedzieć? Co zasygnalizować?
Według kilku relacji Sikorski nie uznał tego wyniku za sukces. Ponoć źle zniósł porażkę. Do końca nie wierzył, że dostał tylko tyle. A gdy to do niego dotarło, nie chciał wystąpić na scenie razem z Bronisławem Komorowskim. Ponoć. Relata refero.
Upokorzony marszałek
Jednak jeśli te opowieści rodem z PO są nieprawdziwe, to jest faktem, że wielu członków Platformy z ochotą opowiada złe rzeczy o Sikorskim. Już w czasie prawyborów do dziennikarzy szybko docierały relacje o licznych gafach szefa MSZ. Z pewnością ostrożny Bronisław Komorowski nie popełnił ich tyle, co rozbrykany Sikorski. Ale gdyby szef MSZ był takim ulubieńcem partii jak marszałek Sejmu, to chroniłaby go swoista zmowa milczenia.
Kiedy Komorowski rozlokuje się w Pałacu Prezydenckim, u jego drzwi stanie długi ogonek polityków PO niezadowolonych z sytuacji w partii i w rządzie
Nie chroniła go, bo nadal jest traktowany w PO jako świeży nabytek. Dlatego bez żadnych oporów mógł Komorowski, ku uciesze platformerskiej gawiedzi, przeczołgiwać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta