Spółka strachu
Z Andrzejem Mularczykiem rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert
Rz: Co pan wpisuje w rubrykę „zawód”?
Pisarz. Ale wszystko, co zawiera się w gatunkach, które uprawiam – reportaż, scenopisarstwo, proza, dramaturgia – stanowi pokłosie moich doświadczeń. Kiedy zastanawiam się, dlaczego zostałem tym, kim jestem, dochodzę do przekonania, iż znalazłem w sobie dość siły, by przy swojej nostalgicznej wrażliwości wyjść naprzeciw życiu. Tak było też z piłką nożną będącą zaprzeczeniem całej mojej natury psychofizycznej – bo jest to sport dynamiczny, ostry, kontaktowy, niekiedy brutalny – a jednak stała się jedną z melodii mojego życia.
Futbolowej fascynacji uległ pan w latach II wojny światowej...
Spędziłem ją w Konstancinie.
Ojciec, pułkownik Wojska Polskiego, był szefem inspektoratu Armii Krajowej na okręg Kielce-Radom. Widywałam go mniej więcej raz na pół roku, toteż jego rolę po części przejął starszy o dziewięć lat brat Roman. Miałem trzynaście lat, gdy poznałem jego kolegów z konspiracyjnych grup poetyckich Dźwigary oraz Sztuka i Naród. Latem 1943 roku wysłano mnie na stację kolejową Rozjazd Oborski, by przyprowadzić twórców z obydwu ugrupowań na spotkanie literackie pod chmurką, zwieńczone piłkarską konfrontacją pomiędzy nimi w pobliskim lesie. Dyskusji literackiej nie zapamiętałem – byłem wtedy pod wpływem dzieł Josepha Conrada, których też chyba do końca nie rozumiałem, ale niewątpliwie mnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta