Futerkowiec kontra plaga Komorów
Tuż po Smoleńsku żart polityczny przygasł. Im bliżej wyborów, tym więcej chwytów dozwolonych
Trudno sobie wyobrazić czas bardziej ponury: katastrofa smoleńska, pogrzeby ofiar, dwie fale powodzi. Po raz kolejny okazało się jednak, że nawet w obliczu tak dramatycznych przeżyć, prędzej czy później potrzeba odreagowania żartem da o sobie znać.
Ale w porównaniu z czasem sprzed 10 kwietnia zmieniło się jedno: dowcipy kursują niejako w drugim obiegu.
Wyłamał się Palikot
Przed katastrofą smoleńską ośmieszanie konkurentów politycznych odbywało się w sposób metodyczny i w pewnym sensie oficjalny. Ulubionym obiektem ataków byli Lech i Jarosław Kaczyńscy. Powstawały strony internetowe z wykpiwającymi ich filmami, wierszykami, piosenkami. Tym, których nie śmieszyły, zwolennicy nieskrępowanego „dobrego humoru”, w rodzaju określania głowy państwa mianem kartofla, zarzucali ponuractwo. I pouczali jak Prot Filipa w wierszyku Jana Brzechwy, że „trzeba znać się na dowcipie!”.
Jeszcze rok temu PO ogłosiła konkurs na dowcip polityczny, a potem zebrane żarty o Kaczyńskich zamieściła na stronie internetowej. Miał to być odwet za chętnie opowiadane wśród PiS dowcipy o Donaldzie Tusku.
Tragedia pod Smoleńskiem to zmieniła. Dowcipy zniknęły, zawiesiła działalność internetowa strona „Spieprzaj dziadu”, która podawała „najnowsze wieści z frontu budowy IV RP”. Jak wyjaśnił jej autor: „Trudno znaleźć w takiej chwili odpowiednie słowa”. I...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta