Syndrom Antygony
W miejscu, w którym tysiące ludzi oddawały hołd poległym, musi stanąć trwały znak. Jego częścią może być 96 dłoni, jak chce część rodzin ofiar. Jednak ostentacyjne unikanie znaku krzyża na pewno konfliktu nie zakończy – pisze publicysta
Antygona złamała zakaz pochówku jej brata. Została skazana na śmierć. Przeciwstawiła się legalnemu władcy. Jej przypadek opisany w dziele Sofoklesa stał się jedną z podstaw rozważań o prawie naturalnym.
Żaden mandat, nawet w stu procentach demokratyczny, nie daje bezgranicznej władzy. Ograniczeniem jest oczywiście prawo, które określa zakres kompetencji rządzących. Jest też inne ograniczenie, równie ważne: normy moralne, które określone są w tym, co uważamy za prawo naturalne. Chodzi o to, że nawet wtedy, kiedy władca nie ma zakazu robienia świństw, to tych świństw jednak nie zrobi.
Jak ma się zachować obywatel, gdy władza łamie jego naturalne prawa i zmusza do postępowania niezgodnego z sumieniem i podstawowymi normami? Wzorzec Antygony jest uniwersalny. Czy jej przypadek można przyrównać do dzisiejszej sytuacji protestujących na Krakowskim Przedmieściu? Można oczywiście emocje tysięcy ludzi, którzy nie pozwolili zabrać krzyża, potraktować tak, jak to zrobił TVN, który próbuje przypisywać im szaleństwo, albo jak biskup Tadeusz Pieronek widzący tam wyłącznie sektę. Nie trzeba jednak być bardzo uważnym obserwatorem sceny publicznej, by zobaczyć, co chcą upamiętnić ludzie domagający się trwałego znaku pod prezydenckim pałacem.
Spełniony sen o II RP
Rozmawiałem z ludźmi, którzy protestowali 3 sierpnia i którzy przychodzą się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta