Wojna patosu z karnawałem
Im więcej posmoleńskiego patosu, tym mocniejsza tendencja do przekształcenia tej historii w absurdalny happening. Im więcej będzie krzyża, tym więcej „zimnego Lecha” – pisze publicysta
W cztery miesiące po katastrofie pod Smoleńskiem można to już powiedzieć bez wahania: po raz kolejny jako społeczeństwo zmarnowaliśmy szansę, by się czegoś nauczyć z tego, co nam się przydarza.
Język wykluczający
Od samego początku nie wierzyłem w lansowany wówczas przez część mediów sentymentalny mit pojednania nad trumnami ofiar. Nie uważałem zresztą takiego pojednania za potrzebne. Demokracja jest po to, by się różnić, by wyrażać odmienne interesy. A wiara w uzdrawiającą moc jedności wszystkich ze wszystkimi to mentalny, postpeerelowski fantom, bezwiednie przyjęty przez sporą część Polaków, zwłaszcza w epoce gierkowskiej.
Nie znaczy to jednak, że w ogóle nie wierzyłem, iż z tej tragedii może wyniknąć coś dobrego. Tyle, że moje oczekiwania były bardziej minimalistyczne: liczyłem na zmianę języka debaty publicznej. Na to, że jej uczestnicy zaczną w swych przeciwnikach politycznych dostrzegać ludzi, a fakt, że ktoś ma odmienne pomysły na Polskę, przestanie być powodem do odbierania mu prawa do szacunku.
Dziś widać już wyraźnie: stało się dokładnie na odwrót. Podziały zradykalizowały się, a ich dwie strony odmawiają już sobie wzajem nie tylko szacunku, ale i legitymacji do uczestnictwa w życiu politycznym. Po jednej stronie – zdrajcy i łajdaki. Po drugiej – przepełnione nienawiścią oszołomy lub – wedle wersji alternatywnej – cynicy, którzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta