Choroba polskiej demokracji
Polskie partie potrzebują odnowy. Są słabo zakorzenione w społeczeństwie i traktowane przez swoich członków jak prywatne przedsięwzięcia. Ich demokratyczne statuty pozostają fasadowe – pisze konstytucjonalista
Polska demokracja choruje. To ta sama choroba, która dotknęła przeważającej większości wszystkich krajów demokratycznych, wydobywających się w ciągu ostatnich 35 lat z mozołem z otchłani różnych prawicowych czy lewicowych dyktatur, a zatem – co nie jest bez znaczenia – społeczeństw obciążonych autokratycznym dziedzictwem.
Jej źródłem są ci, których demokratycznie wybraliśmy do władzy, i ich przeświadczenie, że po zwycięskich wyborach „zwycięzca bierze wszystko". Usiłują więc w konsekwencji paraliżować na różne sposoby fundamentalny dla demokracji system równoważenia władz, lekceważąc tym samym demokratyczne rządy prawa. W efekcie narażają demokrację na niższą jakość, brak konsolidacji czy wprost erozję, degradując dodatkowo demokratyczną kulturę społeczeństwa.
Źle skrojone systemy
Istotą zdrowej demokracji są dwa mechanizmy wzajemnego powściągania i kontrolowania się władzy. Jeden nazywany bywa poziomym (horyzontalnym) i opiera się na instytucjach państwowych, których zgoda potrzebna jest w procesie uzgadniania decyzji (prawodawczym), takich jak: rząd, obie izby parlamentu, prezydent, Trybunał Konstytucyjny, rzecznicy praw obywatelskich itd. Drugi (pionowy) bazuje na pluralizmie opcji partyjnych oraz niezależnych mediach, których...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta