Wilk przestaje się bać
Nigdy nie przebaczę tym, którzy zabili moją rodzinę, ale dzięki temu rządowi mogę żyć, wiedząc, że na sąsiedniej ulicy mieszkają ludzie, którzy posiekali na kawałki mojego brata – słyszę od jednej z ofiar ludobójstwa w Rwandzie
Korespondencja z Kigali
Bourbon Cafe w centrum Kigali: wiklinowe kosze, rachunek z komputera, pani pyta co chwila, czy smakuje, no po prostu jak w pierwszej lepszej knajpie w Londynie, Paryżu czy Warszawie. Młodzi czarni biznesmeni, wyluzowani, zamawiają coca-colę i otwierają laptopy, padają sobie nawzajem w objęcia, jakby nie widzieli się od roku, a potem rozmawiają długo przez komórkę i głośno się śmieją.
Przy stołach trzy biało-czarne pary. Dziewczyny Tutsi – piękne pociągłe twarze z migdałowymi oczami, długie wyprostowane włosy do ramion i aksamitne szyje – czarne żywe kopie portretów Modiglianiego. Siedzą w towarzystwie zamyślonych białych mężczyzn, przerażonych wizją utraty tych piękności, wizją nieuchronną, a przez to tym smutniejszą i tym większą litość nad sobą rodzącą w tych dobrych z natury ludziach.
Fundują swoim kochankom wołowinę w plasterkach i kurczaki w imbirze na podkładzie z sałaty, pomidorów, cebuli i awokado z ulubionym dressingiem szefa (cena: 4,5 tys. franków rwandyjskich, średnia tygodniówka dla większości populacji kraju) i sycą się ich widokiem, zanim nie wrócą do swoich żon i konkubin w Europie i Stanach, które ciągle się odchudzają, myślą jak spłacić dom i – powiedzmy sobie szczerze – gówno je obchodzi na czym polega tragedia Rwandy i nie rozumieją, dlaczego ich faceci tak często muszą tu wracać....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta