Zatarte ślady Boga w wierszach Różewicza i Herberta
W europejskiej literaturze, filozofii, a nawet teologii, zasadniczo dwa rodzaje zmysłów odpowiedzialne są za zmetaforyzowanie kontaktu z Bogiem: wzrok i słuch
Z grubsza rzecz ujmując, tradycja grecka, zwłaszcza platońska, eksploatuje wzrok, choć przecież słuchanie głosu daimoniona też nie jest jej obce, czego przykładem jest Sokrates. Hebrajska, a więc i judeochrześcijańska tradycja kładzie nacisk na zmysł słuchu, rezerwując stanięcie twarzą w twarz dla wybranych na ziemi i zbawionych w raju, o czym zapewniają Izajasz, święty Paweł i inni świadkowie. W takiej perspektywie przeczytajmy dwa wiersze: Tadeusza Różewicza (bez tytułu) i Zbigniewa Herberta („Głos").
I tylko jedno wyjaśnienie na początek: nawet przywołując filozofów, używam słowa „Bóg", a nie Transcendencja czy Absolut, bo prawdę mówiąc, nikogo nie obchodzą jakieś abstrakcyjne słowa pisane małą lub wielką literą.
Widzialne niewidzialne
Gdyby nie pewne niepokojące elementy wiersza ***(„rzeczywistość którą oglądałem"), można by uznać, że jest to zapis bolesnej chwili w poczekalni u dentysty, lekarza lub na dworcu PKP. Może raczej na dworcu, bo w prywatnym gabinecie szyby na ogół są czyste. Ale przecież już pierwsze słowo wiersza odsyła do sfery wysokich, abstrakcyjnych rozważań. Przez zwykłą szybę czystą czy nieumytą można zobaczyć tory kolejowe, wieżowiec, reklamę centrum handlowego lub drzewa w ogrodzie, ale nie jakąś abstrakcyjną „rzeczywistość". Nie ma wątpliwości, że wkroczyliśmy w rejony metafizyki. Jest to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta