Nie technika robi filmy
Joel Schumacher, przewodniczący jury konkursu głównego na Plus Camerimage, mówi o Hollywood dawnym i dzisiejszym, sławie i przyszłości kina
Pracuje pan w Hollywood od ponad 40 lat. Jak bardzo „fabryka snów" w tym czasie się zmieniła?
Joel Schumacher: Gdy jako kostiumolog zaczynałem w 1971 roku, przemysł filmowy miał ludzki wymiar, dawał się ogarnąć. W studiu wszyscy się znaliśmy, zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Czy było lepiej? Nie wiem. Może po prostu inaczej. Dzisiaj wszędzie panuje system korporacyjny. Wytwórnie stają się trybami w machinie, która może mieć rozgałęzienia w wielu krajach świata. Znasz swoich bezpośrednich zwierzchników, ale nie tych na samej górze. Oni mogą mieszkać na innym kontynencie.
Filmy powstające w wielkich studiach też są inne.
Na przełomie lat 80. i 90. rozpoczął się proces, który trwa do teraz. Niebotycznie wzrosły budżety filmów, a wynagrodzenia największych gwiazd przekroczyły 20 milionów dolarów. W tej sytuacji musiały też poszybować zarobki reżyserów, innych aktorów – nawet tych z drugiego planu, operatorów – wszystkich członków ekipy. Do tego doszły koszty efektów specjalnych. Zrobienie filmu wymaga więc majątku. Z drugiej strony rozwój technologii cyfrowej i Internetu sprawiły, że coraz więcej ludzi może sięgnąć po kamerę i robić filmy. Jest więc alternatywa dla blockbusterów.
Te obrazy kręcone za grosze są szansą dla...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta