Bezrobocie: konserwowana patologia systemu
Nie da się pogodzić postulatu zwiększenia zatrudnienia młodych z nagonką na elastyczne formy zatrudnienia – pisze główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu
Rynek pracy ma dwa skrajnie wrażliwe segmenty: młodych, którzy dopiero startują w konkurencji pod nazwą „kariera zawodowa", i tych po pięćdziesiątce, którzy z jakichś powodów stracili pracę i nie są w stanie samodzielnie jej odzyskać.
Obie te grupy potrzebują pracy i zarobków. Obie są ważne dla gospodarki, choć ich charakterystyka z punktu widzenia makroekonomii jest diametralnie odmienna. Życiowa krzywa konsumpcji, gdzie największe wydatki przypadają na okres grubo przed pięćdziesiątką, powoduje, że dla producentów i dostawców usług grupa młodych jest najbardziej atrakcyjna. Oni ciągną gospodarkę. Często gęsto na kredyt. Dla podatnika z kolei, który zmuszony jest finansować transfery socjalne, zastępujące wynagrodzenie z pracy przymusowych „młodych emerytów", segment 50+ ma wagę szaloną, choć – jak się wydaje – niedocenianą przez wszystkich pracujących.
Efekt płacy minimalnej
Nie ma jednak, jak się wydaje, większego sensu licytowanie się, który z dwóch skrajnych segmentów rynku pracy jest z punktu widzenia polityki gospodarczej istotniejszy. Oba bowiem wspólnie przesądzają o lepszym bądź gorszym stanie gospodarki, o dynamice popytu konsumpcyjnego, wysokości podatków, kondycji budżetu państwa, wreszcie o nastrojach społecznych, które już bezpośrednio przekładają się w demokracji na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta