Ze znaczków zupy się nie gotuje
Marek Czelej | Tylko stare, dobre egzemplarze mogą zyskiwać na wartości – mówi właściciel najstarszej w Polsce firmy filatelistycznej.
Rz: Czy filatelistykę można w dzisiejszych czasach traktować jeszcze jako inwestycję, czy jest to już wyłącznie hobby?
Marek Czelej: Dobre czasy dla filatelistyki już się skończyły. Wprawdzie w tej chwili na rynku dostępna jest ogromna ilość znaczków, ale młodzież w ogóle się tym nie interesuje. W latach 80. i na początku lat 90. ubiegłego wieku do mojego sklepu przychodziły dzieci. Dziś już ich tu nie ma.
Spora część z nich mogła jednak odziedziczyć kolekcje zbierane przez lata przez dziadków czy ojców. Czy jest szansa, że sami staną się kolekcjonerami?
Problem w tym, że jeśli potomek nie ma zacięcia do zbierania, to nic z tego nie wyjdzie. Żeby w miarę dobrze znać się na filatelistyce, trzeba samemu zbierać znaczki przez co najmniej dziesięć lat. A przede wszystkim trzeba je kochać. To jest absolutna podstawa. Wiele osób dziwi się, że ich znaczków nikt nie chce kupić, albo że cena oferowana przez kupującego jest bardzo niska w stosunku do wyceny katalogowej. A przecież w katalogu wiele pozycji jest strasznie przewartościowanych. Zdarzają się tam wyceny po 300–400 tys. zł. To jest absurdalne.
W PRL na znaczkach można było sporo zarobić.
To prawda. Podam przykład ze swojej historii. W latach 50. przyjechał mój wujek z Ameryki. Powiedział, że potrzebuje 20 serii...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta