Z kawiarni na muzyczny top
Mela Koteluk o swojej drugiej płycie „Migracje" opowiada Jackowi Cieślakowi. Wspomina wyjazd do Anglii, przygodę w Royal Albert Hall i spotkanie z Kasią Nosowską.
"Rzeczpospolita": Co pani chciała zakomunikować drugim albumem „Migracje"?
Mela Koteluk: To nie jest album o migracjach fizycznych sensu stricto, ale o mentalnych wycieczkach, momentach, w których mamy okazję zmieniać się, weryfikować światopogląd, otwierać na rzeczywistość, uciekać od mitów. Jednocześnie chcieliśmy jako zespół utrwalać naszą stylistykę, z założeniem, że nowe piosenki muszą być wywindowane w warstwie brzmieniowej. Dużo pracowaliśmy nad aranżacjami. Dlatego zaprosiłam do produkcji albumu Marka Dziedzica, który spojrzał na naszą muzykę świeżym okiem. Wcześniej produkował muzycznie płyty Sorry Boys oraz Ballad i Romansów.
Co znaczył dla pani wyjazd do Anglii?
Dla mojego pokolenia to był ważny rok – 2004, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej. Powstała nowa siatka połączeń i komunikacji. Moi znajomi z liceum szybko ulotnili się do Anglii. Zdałam maturę w Warszawie, potem próbowałam szczęścia w Krakowie, ale nie do końca się tam odnalazłam. Po liceum nie poszłam od razu na studia, bo nie miałam pewności, co chciałabym studiować. Dałam sobie czas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta