Służby wystawiły Jarka na śmierć
W UOP liczyli, że Ziętara dotrze jako dziennikarz tam, gdzie oni nie mogli. Ale go nie ochronili – mówi kolega zamordowanego reportera Krzysztof M. Kaźmierczak.
"Rzeczpospolita": Krakowska prokuratura wypuściła na wolność trzech podejrzanych o udział w porwaniu i zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r., Aleksandra G. oraz dwóch ochroniarzy Elektromisu, ale nie wycofała się z zarzutów wobec nich. Pan uważa jednak, że to koniec śledztwa. Dlaczego?
Krzysztof M. Kaźmierczak, przedstawiciel Komitetu Społecznego „Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary", dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego", prywatnie kolega zamordowanego dziennikarza: Wydaje mi się, że gdyby były inne dowody poza świadkami, dzięki których zeznaniom udało się postawić zarzuty m.in. Aleksandrowi G., to prokuratura nie wypuściłaby podejrzanych z aresztu.
Sąd oceniał materiał prokuratury, w tym te właśnie zeznania, czterokrotnie. Robił to, decydując o areszcie wobec podejrzanych i odrzucając ich zażalenia. Stwierdził wtedy, że obciążające aresztowanych zeznania świadków są wiarygodne, a materiał dowodowy komplementarny. To się zmieniło po wycofaniu zeznań. Obawiam się, że umorzenie śledztwa jest już tylko kwestią czasu.
Według pana śledztwu zaszkodziły publikacje „Gazety Wyborczej" ujawniające zeznania kluczowych świadków. Takie przecieki ze śledztwa, które prowadzono w prokuraturze w Poznaniu w latach 1998–1999, zniweczyły według pana dojście do prawdy. Teraz miałoby być...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta