Turystyka błogosławiona i przeklęta
gospodarka | Jeśli nas kochacie, to nie przyjeżdżajcie. To apel, który powtarzają mieszkańcy Wenecji i Barcelony, a coraz częściej także Lizbony. Liczba turystów, którzy odwiedzą te trzy miasta, pobije w tym roku kolejne rekordy.
Danuta Walewska
Sezon się jeszcze nie skończył. Przełom września i października jest najlepszy do zwiedzania. Nie jest już tak gorąco jak w pełni lata. Do Barcelony przyjedzie w tym roku ponad 8 mln turystów. Do dużo mniejszej Lizbony ponad 4 mln, czyli ponadsześciokrotnie więcej, niż wynosi liczba mieszkańców. Tyle samo do Wenecji, gdzie mieszka 55 tys. osób i wszystko trzeba dowieźć z lądu.
Dla tych trzech miast turystyka to błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie, bo tak nie da się żyć, ale chociaż jest z czego. Każdemu z tych miast turystyka przynosi przynajmniej 20 proc. wpływów do budżetu. Turyści robią zakupy, płacą podatki, choć zdaniem władz miejskich wydają za mało. Dla Barcelony jest to 300 euro na statystycznego gościa, podobnie w Wenecji, w Lizbonie o 100 euro mniej, bo jest zdecydowanie taniej. Władze tych miast chcą ograniczyć napływ turystów przyjeżdżających na dwa–trzy dni i wielkich grup wycieczkowych, które przypływają statkami. I nie wydają prawie nic.
W żółwim tempie
Na barcelońskiej La Rambla tłum przesuwa się w żółwim tempie. Jeśli jest się w środku ludzkiej ciżby, widzi się tylko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta