Artysta na sto procent
Marcin Wrona nie żyje. Jeszcze w piątek pokazywał na festiwalu w Gdyni swój nowy film „Demon".
Był szczęśliwy, bo „Demon" został bardzo dobrze przyjęty. Marcin Wrona wrzucał na Facebooka dobre recenzje, uczestniczył w kolejnych pokazach, wieczorem przyszedł na bankiet. W nocy wysłał e-maila do dziennikarki. Prosiła o wywiad, potwierdził spotkanie o 10 rano.
Zmarł nad ranem. Miał zaledwie 42 lata.
Był człowiekiem, który we wszystko angażował się – jak mówił – na 100 procent. Kiedyś chciał się bawić kinem. Ale potem pomyślał: „Jeśli film nie będzie ważny dla mnie, dlaczego ma być ważny dla widza?". I może to jest właśnie klucz do jego sukcesu.
– Nie pozwalam sobie na myśl, że widz jest kretynem – powiedział mi kiedyś. – Przyjmuję, że jest mądrzejszy ode mnie. I nie staję za kamerą tylko po to, by pokazać, że aktorzy mają ładne zęby.
Trudne dzieciństwo
Urodził się w 1973 roku w Tarnowie. Opowiadał mi o młodych latach: – Nie miałem beztroskiego, szczęśliwego dzieciństwa. Jednak kiedy patrzę na nie z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta