Puste kartki w urnie
Poprzednie wybory samorządowe pokazały wyraźny kryzys systemu wyłaniania naszych przedstawicieli. Jeśli ze zmianą ordynacji nie zdąży się przed kolejnymi wyborami, trzeba się liczyć z kryzysem politycznym o skali porównywalnej do tej z 2014 roku – ostrzega socjolog.
W dyskusji na temat ordynacji wyborczej, zapoczątkowanej postulatem posła Kornela Morawieckiego, szlachetne idee podpowiadają nieadekwatne rozwiązania. Z jednej strony warto docenić tęsknotę za lepszym systemem. To jak najbardziej uzasadniony efekt patologii obecnego sposobu wybierania posłów. Jednak przejawem tej tęsknoty jest próba przedstawienia terapii, która wcale nie wynika ze szczegółowej podpartej faktami diagnozy. Do tego takiej terapii, która najwyraźniej odpuszcza sobie przetestowanie możliwych skutków proponowanych lekarstw. Tymczasem wcale nie jest trudno sprawdzić, jakie są realia propozycji zgłaszanych przez Kornela Morawieckiego oraz – w opozycji do niego – przez Bartłomieja Michałowskiego.
Podejrzany system
Rozwiązanie, pięknie nazwane przez marszałka seniora ordynacją wolnościową, jest w istocie tożsame z głosowaniem blokowym stosowanym w Polsce do czasu uchwalenia kodeksu wyborczego w wyborach senackich oraz w wyborach rad gmin mniejszych niż 20 tysięcy mieszkańców. Szczegółowe badania zachowań wyborców, strategii partii i losów kandydatów pokazują, że jest to system wyjątkowo podejrzany. W zasadzie nadaje się tylko do tego, aby trzymać go w formalinie w muzeum patologii wyborczych.
Rzecz w tym, że uruchamia on skomplikowaną grę w trójkącie partie–kandydaci–wyborcy. Kluczem jest tu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta