Liberalna rewolucja podatkowa PiS, której nie będzie
Niewiele brakowało, a rząd zrobiłby jedną z najbardziej śmiałych i liberalnych rewolucji podatkowych. Jedyny problem z nią polegał na tym, że zdrożałyby, i to mocno, niektóre towary i usługi, z których korzystają Polacy, także ci ubożsi. No i byłoby to zupełnie sprzeczne z obietnicami wyborczymi.
Paweł Jabłoński Anna CIEŚlak-wróblewska
Rewolucja miała być wprawdzie może nie taka jak planował kilkanaście lat temu Leszek Balcerowicz, który chciał wprowadzić tylko jedną stawkę VAT, ale ambicje były niewiele mniejsze. Wiceminister finansów Andrzej Raczkowski, odwołany z funkcji w ubiegłym tygodniu, powiedział, że w resorcie analizowano projekt zmian w VAT – zachowania najniższej 5-proc. stawki, likwidacji 8-proc. stawki i obniżenia stawki podstawowej z 23 do 20 proc.
Rewolucja miała być bezkrwawa – czyli teoretycznie i budżet, i społeczeństwo nic by nie straciło. Zatem suma podatku płaconego przez konsumentów miała pozostać niezmieniona. Żeby dotrzymać tego warunku, większość towarów i usług dziś obłożona stawką 8 proc. musiałaby zdrożeć o 11 proc. (o 12 pkt proc.), gdyż stawka na nie wynosiłaby 20 proc.
Jak ustaliła „Rzeczpospolita", stawka 5 proc. miałaby być utrzymana na podstawowe produkty żywnościowe – mięso i przetwory, chleb, produkty zbożowe, jaja, nabiał, napoje, owoce i warzywa. Do tej grupy doszłyby także wybrane...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta