Marchewką, nie kijem
Sędziom należy stworzyć normalne warunki wykonywania zadań, a nie pozory lepszej organizacji pracy. Nade wszystko zaś nie warto sądownictwa czymkolwiek straszyć – uważa prawnik Beata Mik .
Beata Mik
Aby zachęcić czytelników do zmierzenia się z kolejnym dylematem nadprodukcji w polskim ustawodawstwie, i tym razem zacznijmy półżartem. Na przykład tak: uwaga, uwaga, miła wiadomość dla sfrustrowanych reformatorów postępowania karnego z obu stron barykady, nie wyłączając tych, którzy zdołali wspiąć się na jej koronę! Dosyć szlochów nad brakiem konsensusu w kwestii kontradyktoryjności procesu czy granic dopuszczalności dowodów będących tzw. owocami z zatrutego drzewa, czyli zdobytych nielegalnie. Niestraszne są girlandy przepisów przejściowych okalające od 1 lipca 2015 r. reformę, a po 14 kwietnia 2016 r. kontrreformę, które przypadkowo splecione ze sobą sprawiają, że obecnie, w zależności od daty wniesienia aktu oskarżenia, ten sam sąd czy bodaj identyczny skład orzekający może w bliźniaczych stanach faktycznych procedować według aż trzech reżimów prawnych: sprzed reformy, zreformowanego oraz przereformowanego. Nie przesadzajmy ze współczuciem dla sędziów karnych i prokuratorów opędzających się od złośliwych kruczków intertemporalnych – nie robią tego non profit. Rodacy cieszący się czynnym prawem wyborczym niechaj zaś ruszą wyobraźnią, zanim coś im dokuczy, zamiast narzekać post factum. Wszak w procedurze cywilnej dzieje się podobnie osobliwie, choć o wiele ciszej, mniej kwieciście oraz bez szans na zbicie przez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta