Głos większości kontra umiłowanie wolności
Politycy uważają się przeważnie za prawdziwych demokratów. Mają rację?
Wszyscy dziś na świecie walczą o demokrację: nie tylko władze Unii Europejskiej, ale także jej zagorzali krytycy, Hillary Clinton i Donald Trump, PiS i jego opozycja, a nawet Putin i Erdogan. Wszyscy oni czują się przedstawicielami ruchu demokratycznego i demokratycznych wartości. Najgorsze, że właściwie wszyscy mają rację.
Antydemokratyczni liberałowie?
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat posługiwaliśmy się bowiem pojęciem demokracji, mając na myśli de facto ustrój ograniczonego konstytucjonalizmu. Nazwaliśmy go demokracją liberalną i zapomnieliśmy, czym jest ta zbitka, co oznacza rzeczownik, a co przymiotnik. A oznaczały one kiedyś wartości... przeciwstawne. Tak, tak – były czasy, wcale nie tak odległe, że demokraci byli antyliberalni, a liberałowie antydemokratyczni. Jeszcze w XIX wieku te dwa systemy aksjologiczne były w opozycji wobec siebie, a ich wyznawcy toczyli ze sobą wojnę na śmierć i życie.
Demokraci flirtowali wówczas z nacjonalistami i populistami (w obu przypadkach były to wówczas określenia nie obraźliwe, lecz jedynie deskryptywne), a liberałowie romansowali z monarchistami i dyktatorami. Dlaczego? Bo demokracja i liberalizm odwołują się do sprzecznych w istocie wartości – ta pierwsza do woli większości, ten drugi do wolności. Przez przypadek (wspomagany jednak przez wiele pokoleń polityków i filozofów) obie te aksjologie zespoliły się w jedno...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta