Wojna bodźców i mało doznań
„1917" z dziesięcioma nominacjami do Oscara to olśniewający spektakl ze scenariuszem na poziomie gry komputerowej.
Sam Mendes, twórca pamiętnego „American Beauty" (1999), chciał po bondowskiej franczyzie („Skyfall" i „Spectre") przypomnieć, że jest nie tylko doskonałym rzemieślnikiem, ale też artystą. Wziął na pokład wybitnego operatora Rogera Deakinsa i postanowili we dwóch nakręcić film wojenny, jakiego jeszcze nie było. A co robią pretendenci do mistrzowskiego pasa? Muszą go odebrać poprzednim mistrzom, proste. Duet rzucił więc wyzwanie najbardziej utytułowanej parze reżyser–operator naszych czasów, Alejandrowi Gonzalezowi Inarritu oraz Emmanuelowi Lubezkiemu, i spróbował nakręcić dzieło większe od ich „Birdmana" i „Zjawy" razem wziętych.
Czapki z głów
Trzeba przyznać, że to był świetny pomysł. Ciągnące się kilometrami okopy I wojny światowej były wymarzoną przestrzenią do wielominutowej wędrówki kamery – czy to na szynach, czy na stabilizatorach lub po prostu z ręki. Tak właśnie został nakręcony „1917". Sprawia wrażenie, jakby nie stosowano w nim cięć montażowych. Oczywiście to tylko złudzenie, cięcia są. Jednak widz może ich nawet nie wyłapać, bo następują np. w momencie wybuchu albo gdy bohater traci przytomność, czyli kiedy na ekranie robi się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta