Niebezpieczne półprawdy o zysku twórców i artystów
Aby dyskusja o kształcie prawa autorskiego była transparentna, należałoby z niej wyeliminować wszechobecne mity o wynagrodzeniu.
Trwa dyskusja o nowym kształcie prawa autorskiego i uprawnieniach oraz obowiązkach z niego wypływających. Dyskusja zdaje się nie mieć końca, choć powinna się zakończyć trzy lata temu – bo wtedy europejska dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym (dyrektywa DSM) powinna zostać wprowadzona do polskiego systemu prawnego. Dlaczego tak się nie stało? Bo nie jest to korzystne dla międzynarodowych koncernów czerpiących z rynku praw autorskich niebotyczne wręcz zyski, którymi jak najmniej chcą się dzielić z twórcami – a najlepiej wcale.
Dyskusja weszła na wyższy poziom. Trzeci już z kolei. Pierwotnie odbywała się na gruncie naukowo-legislacyjnym, i polegała na ucieraniu stanowisk i teorii w procesie konsultacji społecznych do projektu ustawy. Następnie polemika przeniosła się na forum publiczne, schodząc z intelektualnych piedestałów na poziom trotuaru. Królowały argumenty w stylu „nie powiemy, gdzie się artystom poprzewracało, że chcą jakiejś kasy poza tą, którą dostali już przy podpisaniu umów”, czy „jak ja zbuduję stół i go sprzedam, to nie domagam się pieniędzy od każdego gościa, który przy nim usiądzie”. Z tego poziomu nie widać jednak szerszej perspektywy problemu. Ta staje się widoczna z wyższych pozycji – na które dyskusja właśnie wraca. I ten trzeci poziom to publiczne polemiki na forach prawniczych i w mediach.
Wyraźnie chodzi w tym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta