Solidna ochrona ofiar gwałtu. Ale bez niesłusznych skazań
Dbając o komfort ofiar zgwałceń, nie zapominajmy, że określony kształt prawa może prowadzić do nadużyć. Przepisy mogą być wykorzystywane do celów obcych intencjom ustawodawcy.
Aktualne w danym czasie i miejscu przekonania i wzorce wyznaczają granicę między tym, co pozytywne i akceptowalne, a tym, co stanowi negatywny aspekt kontaktów intymnych, czyli przemocą seksualną. Jej definiowanie w różnych krajach i kulturach jest niekiedy znacząco odmienne. Jak donosił „The Economist” jeszcze przed erą #MeToo, w RPA cztery spośród dziesięciu kobiet wskazywało na zgwałcenie jako ich pierwsze doświadczenie seksualne. Znamienne były słowa Jacoba Zumy, byłego prezydenta RPA praktykującego poligamię, oskarżonego o zgwałcenie: „nie można po prostu zostawić kobiety, jeśli jest gotowa”. Podczas procesu w 2006 r. przekonywał sąd, że odmówienie takiej kobiecie seksu jest „równoznaczne ze zgwałceniem”. Został uniewinniony.
Definicja do zmiany?
W Europie dominuje obecnie podejście, że tylko świadoma i dobrowolna zgoda partnerów na zaangażowanie w aktywność seksualną jest normą. I słusznie. Jeśli jednak zechcemy przełożyć powyższe na definicję zgwałcenia, a następnie na czytelne i niekontrowersyjne przepisy prawa karnego, zaczynają się schody. Procedowany w Sejmie projekt nowelizacji kodeksu karnego zakłada zmianę przepisu penalizującego zgwałcenie (art. 197 § 1 k.k.), proponując: „Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego bez wcześniejszego wyrażenia świadomej i dobrowolnej zgody przez tę osobę, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta