Ewolucja europejska
Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego nie przynoszą rewolucji w politycznej architekturze Europy.
Tradycyjne partie, odpowiedzialne za unijne status quo, utrzymały arytmetyczną większość w PE, ale szczególnie europejska chadecja (EPL) musi przemyśleć ten wynik. Przyrost mandatów przyniósł jej bowiem – jak w Polsce – skręt w prawo i punktowe podważenie logiki „frontu europejskiego”.
Ustalenie kluczowych personaliów w UE nie skończy gry o konsekwencje wyników europejskich wyborów. Ewentualne przesunięcie Unii na prawo będzie się wykuwało przy okazji uzgadniania planu prac KE i w poszczególnych głosowaniach nad konkretnymi projektami.
W przeciwieństwie do parlamentów krajowych w Brukseli nie ma trwałego podziału na koalicję i opozycję. Nie ma tam tym samym stałej większości, a partie nie są wewnętrznie aż tak zdyscyplinowane. Gdyby były, Ursula von der Leyen w 2019 roku powinna otrzymać 444 głosy, a otrzymała tylko 383 i to przy wsparciu posłów spoza koalicji – głównie Fideszu i PiS.
Dziś podobna skala niesubordynacji w gronie EPL, S&D i Renew oznaczałaby upadek kandydatury Ursuli von der Leyen w PE, gdzie kandydatka na przewodniczącą KE musi wkrótce uzyskać 361 głosów poparcia. Dzisiejszy PE odrzuciłby lub poważnie skorygował dyrektywę o odbudowie zasobów przyrodniczych, którą kolanem przepchnięto właśnie przez Radę UE.
Nowa dynamika polityczna nie będzie rewolucją. Ale to właśnie ewolucyjne przesuwanie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta