Masakra w My Lai
Amerykańskie media zorientowały się grubo poniewczasie: od śmierci Williama Calleya zdążyło minąć kilka miesięcy, zanim doniesiono o tym w czołowych gazetach. Ale sam fakt, że mimo wszystko informacja ta przebiła się na łamy, świadczy o tym, że duch zbrodni w wietnamskim My Lai wciąż krąży nad Ameryką.
„Oddałam im dobrego chłopca, a oni zrobili z niego mordercę” – powiedziała Seymourowi Hershowi, dziś nestorowi dziennikarstwa śledczego za Atlantykiem, matka jednego z żołnierzy, którzy w marcu 1968 r. trafili do My Lai. Być może zresztą nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo trafna to uwaga. Tak jak chyba nie do końca uświadamiał sobie, z czym ma do czynienia, sam Hersh. „Trafnie podsumowała wojnę, której zaczynałem nienawidzić” – wspominał ten moment po wielu latach, w 2015 r., reporter na łamach magazynu „The New Yorker”.
Strach i zemsta
Pod wieloma względami rok 1968 był dla wojny wietnamskiej momentem przełomowym. W ostatnich dniach stycznia ruszyła największa w historii konfliktu ofensywa: Tet. Vietcong uderzył na 141 celów na południu kraju i na kilka godzin zajął ambasadę USA w Sajgonie. Z militarnego punktu widzenia północnowietnamski atak był porażką – za cenę olbrzymich strat uzyskano zaskakująco niewiele. Ale psychologicznie Północ odniosła zwycięstwo większe zapewne, niż mogła sobie wyobrazić.
Podsumowując dokonania 1968 r., Ho Chi Minh mówił o „heroicznej wieloletniej walce narodu wietnamskiego, prowadzącej go ku chwale wielkiej glorii zwycięstwa” – cytował bełkotliwe mowy północnowietnamskiego przywódcy Piotr Ostaszewski w pracy „Wietnam. Najdłuższy konflikt...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta