Cud nie zdarza się raz
CUD NIE ZDARZA SIĘ RAZ...
WACŁAW GLUTH-NOWOWIEJSKI
Pierwsza okupacyjna zima dobrze dała się nam we znaki. Nie było koksu, wyłączyło się kaloryfery. Życie rodzinne skupiło się w pokoju stołowym. Podłogę pokryły materace, w rogu królowała "koza". Nikt nie pytał Zbyszka, gdzie zdobył ten zabytek, grunt, że z piecyka buchało rozkoszne ciepło.
Przydałaby się i żywa koza. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Domową spiżarnię oczyścili wcześniej żołnierze. Jak tu nakarmić czterech głodnych budrysów i seniora, dziadziusia Jana! Zgłosiła się więc mama do Komitetu Opieki Społecznej. Odtąd przez kilka miesięcy jeździliśmy codziennie z menażkami po pięć porcji zupy. Jak wielu warszawiaków. W połowie 1940 roku jadłodajnie społeczne wydawały ponad 150 tysięcy takich zup dziennie. Wielka to była pomoc.
Wkrótce jednak utrzymaniem domu zajęli się najstarsi bracia - bliźniacy. Zbyszek zaczepił się w prywatnej firmie handlowej, Alek znalazł dorywcze zajęcie przy rozbiórce zbombardowanych domów. Kiedy zobaczył łzy w oczach matki opatrującej jego pokrwawione ręce, tłumaczył: - Nie można, czas chłopięcy już minął.
Rok 1943. Brat Zbyszek z przyjacielem Leszkiem Krahelskim - stażacy z hotelu "Bristol" FOT. (C)ARCHIWUM RODZINNE
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta