CI, CO SKACZĄ I FRUWAJĄ
Nie ma już chyba w Polsce kibiców, którzy mogliby powiedzieć, że widzieli Ricardo Zamorę. On, Czech Frantisek Planicka, Włoch Giampiero Combi, Austriak Rudi Hiden (chociaż bronił reprezentacji dwóch krajów: Austrii i Francji, na mistrzostwach świata nie wystąpił) to były legendy przedwojennej sztuki bramkarskiej. Nie było telewizji, oglądali ich ci, którzy chodzili na mecze.
Opisywali ich dziennikarze, nie zawsze znający się na rzeczy i mylący fakty, kiedy po latach pytano ich - jak to było. Ale nie były legendami fantastyczne występy Zamory, Combiego i Planicki na mistrzostwach w roku 1934. To od nich w największym stopniu, a nie od graczy z pola zależały wyniki niektórych meczów. I to już zostało zapisane jako niepodważalne fakty. Z tej plejady tylko Combi został mistrzem.
Szczęście GrosicsaKiedy w roku 1950 mistrzostwo zdobył Urugwaj, jego bramkarz Roque Maspoli wcale nie był najważniejszą postacią w zespole. To będzie się powtarzać jeszcze nieraz. Niemiec Anton Turek cztery lata później - także nie. Wtedy najlepszą opinią cieszył się bramkarz węgierskiej "złotej jedenastki" Gyula Grosics. Nie mogło...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta