To ludzie wokół się zmieniają, ja pozostałem sobą
W drużynie Leo Beenhakkera jest tym, kim u Jerzego Engela był Emmanuel Olisadebe, a u Pawła Janasa Tomasz Frankowski. Dzięki jego siedmiu bramkom Polska prowadzi w eliminacjach Euro 2008. – Kiedyś bałem się odezwać, nie czułem wsparcia kibiców. Teraz jest inaczej – mówi piłkarz Racingu Santander
RZ: Żałuje pan czasami, że zdecydował się na grę dla Polski, a nie Holandii?
Euzebiusz Smolarek: Nigdy. Chociaż niewiele brakowało, żeby wszystko potoczyło się inaczej. Kiedy miałem kilkanaście lat i pierwszy raz dostałem zaproszenie na zgrupowanie reprezentacji juniorów, trenerzy w Polsce mówili, że po co płacić za bilety temu Smolarkowi, jak zdolni chłopcy są też w kraju. Kiedy to usłyszałem, powiedziałem, że na własny koszt nie będę jechał i zastanawiałem się, co robić dalej. Dla reprezentacji Polski uratował mnie ojciec, który parę razy zapłacił za mój przelot z Holandii do Polski, nic mi o tym nie mówiąc. Teraz odwdzięczają mu się tak, że o bilet na mecz z Kazachstanem, w którym jego syn strzela trzy gole, musi długo prosić.
Z ojcem może pan wreszcie pogadać o futbolu jak równy z równym?
Kiedyś powiedział, że będzie tak dopiero, gdy zagram w reprezentacji tyle razy co on. Meczów mi jeszcze brakuje wielu, ale goli tylko dwóch. Najgorzej jest z mundialami, bo Włodzimierz Smolarek grał na dwóch i wywalczył trzecie miejsce, a Euzebiusz – na jednym i to nie najlepiej. Wierzę jednak, że wszystko przede mną.
Z Leo Beenhakkerem jako selekcjonerem?
Mam nadzieję, i nie mówię tego dlatego, że z racji znajomości niderlandzkiego jestem jego tajnym agentem. Na początku ustaliliśmy, że od...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta