Serbowie nie przyjdą
– Totalna depresja. Czujemy się jak w więzieniu. Nikt do nas nie przyjeżdża. I nikt stąd nie wyjeżdża, bo nie chcą nas w Europie. Siedzimy i czekamy – skarży się młody Albańczyk spotkany w Prisztinie.
O dręczącym oczekiwaniu mówią w Kosowie wszyscy. Kosowo, formalnie wciąż jedna z serbskich prowincji, będzie w końcu niepodległym państwem. Zacznie się wielka feta, strzelać będą nie tylko korki od szampana, ale i karabiny na wiwat.
Ale to, co dla Albańczyków stanie się pełnym euforii świętem narodowym, dla mieszkającej w Kosowie mniejszości serbskiej będzie narodową tragedią.
Z baz NATO-wskich sił pokojowych wyjadą transportery opancerzone, a międzynarodowe jednostki specjalne policji postawione zostaną w stan gotowości. Prędzej czy później dojdzie do pierwszego incydentu.
– Znajomi mówili mi: to szaleństwo, nie jedź do Kosowa. Ale jestem tu już kilka tygodni i widzę, że żyje się normalnie – młoda kobieta o azjatyckich rysach zwierza się koleżance, z którą siedzi przy kawiarnianym stoliku. Lokal nazywa się Bakery, można tu wypić cappucino i macchiato, zjeść muffina lub croissanta.
To jedno z miejsc, do których chodzą ludzie z UNMIK, czyli ONZ-owskiej administracji Kosowa. W przytulnych wnętrzach można zapomnieć, że jest się w Prisztinie. Nawet jeśli gaśnie światło, co zdarza się i kilka razy w ciągu wieczoru, natychmiast włącza się generator.
– Każdy w Prisztinie przyzwyczaił się do siedzenia przy świecach. Prawda, że żyjemy romantycznie? Cztery godziny dziennie bez prądu to przyzwoita norma – uśmiecha się ironicznie czterdziestokilkuletnia albańska...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta