Nie ma głupich, za półdarmo nie pracuję
Powodzi nam się coraz lepiej. Stać nas na plazmowe telewizory, DVD, chcemy wyjeżdżać na zagraniczne wakacje i kupować samochody (choćby sprowadzane). O pieniądze się nie martwimy. Jak nie dostaniemy podwyżki, to wyjedziemy za granicę. Tam nas docenią. Przynajmniej finansowo. Wydawałoby się, że nic, tylko się cieszyć. Ale nic, a raczej nikogo, to nie będzie tu niedługo do pracy. Murarze, hydraulicy i kierowcy przetarli szlaki. Teraz dołączają do nich tramwajarze, których już bardzo wielu w stolicy brakuje.
Nie mam zamiaru wytykać ludziom, że dążą przede wszystkim do lepszych zarobków. Mają do tego święte prawo i, zwłaszcza po tylu latach ciężkiej sytuacji na rynku pracy, zwyczajnie należy im się. Skoro brakuje rąk do pracy, to trzeba potencjalnych chętnych czymś skusić. Darmowymi szkoleniami, rozbudowanymi świadczeniami socjalnymi czy możliwością podnoszenia kwalifikacji. Tramwaje Warszawskie chyba nie zauważyły, że czasy ogromnego bezrobocia już, oby bezpowrotnie, minęły.