Gierki dawnych konfidentów SB
Istotą współpracy z SB była gotowość świadczenia jej usług. Dziś jednak łatwiej powiedzieć: „nie wiedziałem”, „nie szkodziłem”, niż przyznać: „zdradziłem”, „donosiłem, bo dzięki temu łatwiej mi się żyło”… – pisze historyk
Współpraca z bezpieką jest tajemnicą skwapliwie skrywaną, zwłaszcza jeśli dotyczy osób z pierwszych stron gazet. Gdy prawda wychodzi na jaw, byli konfidenci najczęściej idą w zaparte, mnożąc argumenty mające świadczyć o ich niewinności. Najczęściej stosowana taktyka polega na próbach przekonania opinii publicznej o rzekomo samowolnym działaniu funkcjonariuszy SB.
Ci, których mało chwalebna przeszłość jest ujawniana, najczęściej bronią się w ten sam sposób: – Nie mogłem być tajnym współpracownikiem, bo nie podpisałem zobowiązania, nie wiedziałem, że byłem zarejestrowany, nie wiedziałem, że nadali mi pseudonim… Względnie twierdzą, owszem kontaktowałem się z funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, ale nie mówiłem nic istotnego… Współpracowałem, bo mnie zmusili…
Nic nie pisałem…
Zgodnie z procedurami SB podpisanie zobowiązania nie było warunkiem nawiązania współpracy. Tuż po wojnie istotnie starano się uzyskiwać pisemną deklarację współpracy, ale już u schyłku lat 40. podchodzono do tego bardziej elastycznie. Umożliwiano zatem funkcjonariuszom samodzielną decyzję, czy w danym przypadku można dążyć do uzyskania pisemnego zobowiązania, czy poprzestać na zgodzie ustnej.
Gdy uznawano, że próba wyegzekwowania dokumentu zniechęci lub wystraszy konfidenta, pozostawano zwykle przy deklaracji ustnej. Uznawano, że formalizacja...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta